środa, 23 stycznia 2013

Pralka w łazience czyli mała kombinacja

Jestem zwolenniczką sprytnie urządzonych małych mieszkanek - szczególnie za to, że można je posprzątać w try miga :) Szczególnej uwagi wymaga łazienka.
Duża łazienka  w małym domku byłaby moim zdaniem nadmiernym marnowaniem miejsca. Co innego pralnia - im dom mniejszy tym więcej powinien mieć pomieszczeń gospodarczych - tych małych i większych by wszystkie niepotrzebne przedmioty miały swoje miejsce poza przestrzenią mieszkalną. A dlaczego w naszym małym domku nie  będzie pralni? Zastanawiałam się nad tym - łazienka ma wygodny rozmiar, z pewnością pomieści pralkę, ale już osobnego pomieszczenia w niej wydzielić się nie da... Taka wnęka zamykana przesuwnymi drzwiami - przyznaję, byłaby fajna. Jednym  z głównych założeń naszego domku jest tania budowa i eksploatacja, więc o pralni nie myślałam na etapie koncepcji. Zresztą... nigdy mi pralka w łazience nie przeszkadzała. Była tam od zawsze... więc nie wpadłam na ten trop. Pralnia jako osobne pomieszczenie w ogóle odpada... nie podoba mi się takie ponadpodstawowe dzielenie przestrzeni z uwagi na funkcje. 
Połączenie łazienki z miejscem do prania uważam za bardzo wygodne. To przecież w łazience kumuluje się najwięcej prania. Wszystko jest pod ręką i cykl się zamyka :) Do tego, jeśli łazienka ma wydajną wentylację można pokusić się na bieliźniarkę w tym samym pomieszczeniu. Można się odświeżyć po zrzuceniu ubrań, wyprać je, wysuszyć, sięgnąć po świeżą bieliznę czy ręcznik nie opuszczając jednego pomieszczenia. Jak dla mnie układ idealny. ;-)




Fotki znalezione na http://indulgy.com i pinterest.com




sobota, 5 stycznia 2013

Jedz bogato kiedy jesteś biedny

Niedawno były Święta Bożego Narodzenia. Jak co roku w sklepach prawdziwa okupacja... w ludziach budzą się wtedy pierwotne instynkty zdobywcy i nie tylko... zewsząd daje się również słyszeć narzekanie, że to nadwyręży budżet niejednej rodziny... Ale czy prawdziwe Święta są kosztowne? Nie sądzę. To wręcz świetna okazja aby zaoszczędzić parę groszy. Po pierwsze, poprzedza je post :) Ci, którzy go przestrzegają rezygnują a to z mięs, alkoholu, może nawet słodyczy... może ktoś pokusi się nawet na rzucenie palenia? Jeśli mamy do czynienia z mięsożernym palaczem z piwnym brzuszkiem jak u Mikołaja to zaoszczędzić można niezłą sumkę.
Po wtóre, Wigilia to przecież... postna wieczerza. Powinno być rodzinnie, sentymentalnie, religijnie z odświętnym obrusem... Tradycyjne dania nie są zbyt wykwintne ani kosztowne. Jest nawet przysłowie: tani jak barszcz :) 
Przy jednym stole spotyka się cała rodzina - zbiorowe żywienie  - czyli kolejna oszczędność. 
Nie wypada oglądać tv ani włączać radia, zresztą wspólne śpiewanie kolęd to lepsza rozrywka :) 
Podczas Świąt preferuje się spacery... rezygnacja z auta odciąża nasz budżet, chyba, że ktoś mieszka z daleka od najbliższej rodziny...
Ale nie o tym chciałam pisać... Od jakiegoś czasu zabieram ze sklepu paragon i w domu analizuję zakupy. Okazuje się, że najbardziej wartościowe artykuły spożywcze są najtańsze. Nieprzetworzona żywność jest tania. Kilogram buraczków kosztuje jakieś 65 gr to samo cebulka. Niewiele droższe są jogurt naturalny i płatki owsiane. Nie mogę się nadziwić czemu ludzie odmawiają sobie wartościowej żywności, marnując środki finansowe na fast foody, słodycze, używki... A robią to często ci, którzy twierdzą, że muszą liczyć się z każdym groszem. Drażnią mnie również doniesienia o biedzie i kryzysie, kiedy myślę o moich sąsiadach spod sklepu, którzy w życiu nie byli na grzybach, nie zbierają nawet jabłek we własnym sadzie... Produkt określony mianem super-jedzenia, znajdujący się w pierwszej dziesiątce najzdrowszych art. spoż. po prostu gnije... Stary orzech przed ich domem też nie zyskał uznania. A przecież każdy z nas doskonale zna zalety orzechów włoskich.
Ach... jakże mi imponują skromni, gospodarni mieszkańcy prawdziwej wsi. Bądźmy bardziej do nich podobni: nie kupujmy jedzenia składającego się w głównej mierze z soli i cukru, w kolorowych opakowaniach. Wybierzmy warzywa, również te obfite w wartościowe białko warzywa strączkowe (moja droga soczewica), kasze, pełnoziarniste pieczywo i owoce na osłodę.

Pozdrowienia!

Jedzenie, po prostu

Od jakiegoś czasu staram się jak najprościej się odżywiać. Zdarzają mi się wpadki, ale, co optymistyczne - coraz rzadziej ;-)

Jadam głównie soczewicę, różne rodzaje kasz i ryżu, a także pełnoziarniste makarony... do tego wiejskie jaja i ryby: karp z własnego stawu, więc eko na maxa ;) i mintaj, bo nie pochodzi ze skażonego Bałtyku ani tym bardziej z hodowli jak panga czy łosoś norweski... 
Moim marzeniem jest własny warzywnik i piwniczka ziemna, w której mogłabym przechowywać własne "płody rolne" cały rok. Z warzyw i owoców wybieram te szczególnie bogate w potas:  pomidory, ziemniaki, banany. Rodzi się u nas taki dziwny zwyczaj: wieczorem rozkładamy ręczną wyciskarkę do owoców i warzyw i kręcimy świeże soki: z pomarańczy, jabłek, marchwi i obowiązkowo z buraka. Sok z buraka z uwagi na zawarte w nim azotany jest świetny dla osób borykających się z nadciśnieniem. Na szklaneczkę soku wystarczy jeden duży burak. Mnie to skutecznie obniża ciśnienie. A właśnie :) zachęcam do badania ciśnienia wszystkich, gdyż nadciśnienie to cichy zabójca - przez  lata nie daje o sobie znać nadwyrężając najważniejsze organy ludzkiego ciała... dziś jest to choroba cywilizacyjna i niestety większość z nas prędzej czy później dotknie - ale nie należy się przejmować :) natomiast warto wiedzieć - by móc ograniczyć w porę jego negatywne skutki.
Ponadto, unikam soli kuchennej i sodu pod każdą inną postacią, staram się pić dużo niskosodowej wody mineralnej.
W sklepie zamiast zasuwać prosto do stoiska ze słodyczami (spacer zaczynamy od osiedlowego sklepiku żeby chapnąć coś na drogę) - sięgam raczej po bananka albo pestki dyni, orzeszki czy słonecznik...
Znalazłam przekąskę dla siebie: jogurt naturalny z ziarnami zbóż
Tak naprawdę przestałam popełniać większość błędów dietetycznych kiedy założyłam dziennik w excelu, w którym zapisywałam wszystko co zjadłam  - wystarczyło kilka dni by wyciągnąć odpowiednie wnioski. Nie potrafiłam bez słodyczy pokryć dziennego zapotrzebowania na energię bez  słodyczy. Co to oznacza? Że mój organizm nie dostawał pełnowartościowego pożywienia w dostatecznej ilości,a  zamiast tego dostarczałam mu pustych kalorii. Z grubsza moja dieta wyglądała na całkiem zdrową, ale tylko pozornie. Teraz staram się wypełnić tę lukę. Po kilku dniach wcale do słodyczy mnie nie ciągnie, a jeśli już się skuszę to jest to zwyczajne poczęstowanie się  a nie pochłonięcie wszystkiego na raz ;)

Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia :)