W moim życiu nastąpiła wielka zmiana, wyszłam za mąż ;]
Jako świeżo upieczona mężatka wije własne gniazdko, starając się kierować wskazówkami minimalizmu. Dopiero teraz, w natłoku wielu nowych obowiązków widzę naprawdę jak ważna jest
prostota.
Postanowiliśmy zamieszkać zaraz po ślubie w jeszcze nieurządzonym mieszkaniu.
I w zasadzie, mieliśmy wszystko czego nam trzeba: materac na podłodze, wyposażona łazienka, a w kuchni kuchenka i zlew no i laptop z internetem ;] W międzyczasie skołowaliśmy sobie meble kuchenne i stolik, wyposażenie kuchni według wcześniej przygotowanej
listy oraz dojechały do nas lodówka i pralka :]
W ogóle wszelkie listy są świetne, lista na zakupy, lista rzeczy do zrobienia... dzięki nim unikam chaosu.
Na razie nie mamy jeszcze lustra i co najdziwniejsze, wcale mi go nie brak.
Jest pewnie wiele rzeczy, o których istnieniu jeszcze sobie nawet nie przypomniałam.
Przyzwyczajamy się do przedmiotów i stają się dla nas niezbędne, w pewnej chwili je tracimy i ... żyjemy jakby nigdy nic. Oczywiście, w dzisiejszych okolicznościach może mi ich nie brakować, jutro być może za nimi zatęsknię. Nie każdy przedmiot przydaje się codziennie. Ale pozbywając się klamotów budowlanych, odgruzowując mieszkanie z nich dostrzegłam, że minimalizm to wolność, a stare przysłowie, że od przybytku głowa nie boli jest z gruntu chybione ;]