piątek, 3 sierpnia 2012

Auto w wersji limitowanej ;-)

Dzisiaj nie można rozważać minimalizmu bez kwestii posiadania samochodu. Celowo używam słowa posiadanie, gdyż okazuje się, że wcale nie musimy mieć go na własność. Można wejść w jego posiadanie dzięki wypożyczalni, użyczeniu od rodzinki czy znajomych. W grę wchodzi również współwłasność i współposiadanie. Nie jest to zły pomysł w przypadku, gdy z obie rodziny mają zamiar z auta korzystać jedynie okazjonalnie.

Postanowiłam, w ślad za Mężem :) ograniczyć korzystanie z czterech kółek do minimum.
Nasza okolica, wprawdzie, nie jest rajem dla rowerzystów i bałabym się całkowicie zrezygnować z samochodu, ale redukując korzystanie z niego do minimum a jednocześnie mając go w zasięgu ręki czuję, że to jest to.

Utrzymanie samochodu przy małym przebiegu rocznym nie jest zbyt kosztowne. Mały przebieg to rzadsze naprawy i konserwacja. Koszt podstawowego ubezpieczenia o.c. również nie powinien odstraszać.
Cena niezależności i biorąc pod uwagę niedorozwój naszej komunikacji zbiorowej - po prostu mobilności - do przyjęcia.

A co proponuję zamiast samochodu?

 Para sprawnych nóg - niewątpliwie mój najcenniejszy środek lokomocji :-) Chwała Bogu!

Jakikolwiek rower ( ja do niedawna ujeżdżałam kolarzówkę produkcji czechosłowackiej, którą mój Mąż otrzymał w prezencie z okazji I Komunii Św. ) - ważne by hamulce były sprawne. Chcąc robić większe zakupy warto dodatkowo zainwestować w koszyki, sakwy itp. zdecydowanie  do miasta lepiej nadaje się zwykła damka. No i ja jeszcze muszę doinwestować: przyda się lusterko.

Nie potrzebuję już planować treningów, dzięki rezygnacji z samochodu same się napataczają.
Taki rodzaj nieplanowanej aktywności, bardzo częstej, ale niezbyt męczącej zdaje się być efektywniejszy niż zryw raz w tygodniu. Pisał już o tym Orest. 

Jeżdżąc rzadko nie potrzebny mi jest dobry samochód, wystarczy zupełnie przeciętny, do którego są tanie części, a którego nie zakatuje jeszcze przez lata... Warto dodatkowo przejrzeć statystyki kradzieży - okazuje się, że nawet leciwy samochód może być chodliwym towarem np. VW Passat.

Myśląc o tanim samochodzie zaraz przychodzi mi na myśl bezpieczeństwo. Czy tanie auto jest mniej bezpieczne ? Nie zależy to  od klasy samochodu,  ani od gwiazdek NCAP... ale od naszej wyobraźni, rozwagi  i masy auta... Przy kolizji okazuje się, że warto być tym cięższym zawodnikiem ;-)
Być może lepsza na nasze drogi będzie terenówka czy suv, która pali więcej (co przy małym przebiegu traci znaczenie)...

Z takim podejściem samochód schodzi na daleki plan, nie potrzebuję garażu, wystarczy wiata... i można sobie odpuścić kolejne roboczogodziny ;-)

Chyba już wiem co kiedyś stanie pod naszą wiatą:



Foto dzięki uprzejmości wikipedii :)

I koniecznie zmienię tarcze hamulcowe na te od brembo :-)

Taka opcja wydaje mi się rozsądniejsza niż nowiutkie chromowane cacko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz