W prezencie świątecznym moja Najserdeczniejsza Koleżanka podarowała mi książkę Wojciecha Cejrowskiego "WC podróżnik" . Ten prezent bardzo mnie ucieszył, bo uwielbiam relacje z jego wypraw. Znalazłam w niej minimalistyczny element :) Pan W. C. pisze o udręce jaką przynosi bagaż w podróży... trzeba go dźwigać, pilować żeby nie zmókł, by nam go nie skradziono. Tak naprawdę wiekszość rzeczy powinniśmy mieć na sobie, a w plecaku po jednej rzeczy na zmianę... jedna koszulka, jedna para spodni, para skarpetek, gatki... jeśli czegoś nam zabraknie po prostu kupimy to na miejscu. Potem dokupione przedmioty mogą stanowić sentymentalną pamiątkę z podróży. [ Odradzam takie podejście w wypadku wycieczki nad nasze morze - tam za ohydny kostium kąpielowy zapłacimy krocie, bo to nadal tanio dla Niemieckich Emerytów ;-) ] Niewygoda związana z koniecznością prania jest niczym przy dźwiganiu 8 kg plecaka przez góry... czy nawet upchaniu go w pociągu czy autobusie. Ja nie jestem podróżnikiem, ale bywa, że gdzieś wyjeżdżam - wtedy pakuję się w mój ulubiony 10 l plecaczek tak by nie stanowił dla mnie obciażenia... wciskam go pod siedzenie i mam zawsze pod ręką... Ta sama Koleżanka odbierała mnie kiedyś z dworca autobusowego - widząc na moich plecach niewielki tobołek zmierzała w kierunku luki bagażowej - jakież było jej zdziwienie, kiedy kiedy oznajmiłam, że w nim mam wszystko, czego potrzeba na kilkudniowy pobyt u Znajomych :) Lubię też zaskakiwać Narzeczonego, kiedy dzielimy się przestrzenią w kufrach przy motocyklu... i nie zapełniam nawet jednego ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz