piątek, 9 września 2011
Motocyklowy Minimalizm
Jazda motocyklem to dla mnie wielka frajda, a dla wielu innych posiadaczy dwóch kółek- prawdziwa pasja.
Wiąże się z tym wiele niebezpieczeństw grożących minimalistycznemu stylowi życia.
Po pierwsze: sam ubiór motocyklisty to pokaźna sterta przedmiotów: skórzany kombinezon, kask, specjalne obuwie, bandamki, pas nerkowy różne ocieplacze, ochraniacze, rękawice itd. Sporo tego... No i oczywiście, wyróżniony przez Tofalarię Buff.
Po drugie, jak każda pasja, powoduje potrzebę wyrażenia jej w postaci różnych oznak, odznak, znaczków, naklejek na auto, t-shirtów czy też co kto lubi: zawieszek na szyi.
Po trzecie, motoryzacyjnych gadżetów jest całe mnóstwo: uchwyty na bak służące jako rączki dla pasażera, kufry, stelaże, podgrzewane rękawice czy kamizelki, aż po skórzane frędzle przy manetce gazu i dekoracyjne podświetlenie maszyny LED.
Po czwarte, turystyka motocyklowa sprzyja zrzeszaniu się, co wiąże się z nawiązywaniem kontaktów w oparciu o więź członkostwa, co moim zdaniem jest wbrew minimalizmowi, jeśli się człowiek w to mocno angażuje, poświęcając swój czas osobom przypadkowym. Do tego wątku chętnie wrócę w innym wpisie.
Jaki jest mój stosunek do tego wszystkiego?
Na pewno nie warto oszczędzać na ubiorze, tutaj w grę wchodzi bezpieczeństwo, nie chciałabym sunąć w krótkich spodenkach po asfalcie zdzierając skórę aż do kości... Zdecydowanie polecam kupić tańszy motocykl i dobry kombinezon na początek, tańszy będzie lepszy, z reguły będzie to mniejsza pojemność silnika, mniejsza moc... a to wbrew pozorom: wielki plus na początek ;-) Zresztą sami zobaczcie film.
Motocyklista również musi rozważyć co jest mu tak naprawdę potrzebne przy motocyklu. Jeśli ktoś posiada motocykl w celach turystycznych obarczy go kuframi... w przeciwieństwie do osoby, która motocykl kupiła dla sportu, której przyda się za to przyczepka do wożenia motocykla na tor wyścigowy... bo czasami można z niego nie wrócić o własnych dwóch kółkach. Przy tym, jazda na torze jest bezpieczniejsza od jazdy w ruchu drogowym i wielu motocyklistów rezygnuje z tej drugiej.
Minimalista oczywiście wyrzeknie się wszelkich szpanerskich akcesoriów. Nie dotyczy to tylko frędzli i odznak, ale również i sprzętu, którego potencjału nie potrafi wykorzystać... Czasami, w dyskusjach o posiadanym sprzęcie aż ciśnie się na usta: "na pewno robi Wam to różnicę". ;p Szczególnie, gdy zakupem profesjonalnych, sportowych części emocjonuje się osoba wchodząca w zakręty ze średnią prędkością roweru. ;-)
A propos części: tuningowane tłumiki, chopperów ryczące jak diabli.. Szczerze tego nienawidzę. Lubię motocykle, lubię odczuwać działanie siły odśrodkowej w zakręcie, ale nie fascynują mnie decybele emitowane przez tłumik szanownego Pana Szpanera...
Kiedyś jednego z nich chciałam o to zagadnąć, zdziwiłam się niezmiernie jak zaczął wydłubywać stoppery z uszu. Świetnie, wkurzać hałasem innych to jedno, ale generować hałas nie do wytrzymania dla samego siebie? To już pojąć jest mi trudno ;p
Wracając do minimalizmu: postanowiliśmy w tym roku sprzedać kufry, bo jednak nie są nam potrzebne. Cieszę się, że minimalizm jest zaraźliwy i nie pozostaję sama na placu boju...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciekawie piszesz o tej całej otoczce. Ja siedzę bardziej na rowerowym podwórku i sytuacja jest nieco podobna. Jeśli jeździ się przez cały rok, zarówno turystycznie, jak i sportowo, to faktycznie potrzeba trochę sprzętu do tych wszystkich zabaw. Jednak nie traktuję tej pasji zbyt minimalistycznie - jeśli potrzebuję kupić oponę, to jest priorytetem (a już nie są priorytetem jakieś kiecki czy kosmetyki). Prędzej pozbyłabym się samochodu niż "zimówki" (czyli zimowego roweru) itd. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń